Zasady w supermarkecie! Punkt 5 to świętość!

Aktualności | 05-06-2025 | 13:30 | Czas czytania: 5 minut

Zakupy w holenderskim supermarkecie to sport ekstremalny. Trzeba znać kolory mleka, mieć aplikację, zbierać znaczki, wstawiać separator na taśmie i – najważniejsze – nie próbować zapłacić kartą kredytową. Przetrwasz? Oto przewodnik, który uratuje Ci honor i nerwy przy kasie w Albert Heijnie (i nie tylko).


🍎 1. Ceny, czyli tanio drogo

Holendrzy kochają promocje – ale tylko te oznaczone na żółto. „Drugi za poł ceny” to tutejszy odpowiednik „Black Friday”. Problem w tym, że często dotyczy to pasty do zębów o smaku koperku albo piwa 0,0%, więc ekscytacja mija szybko.

Z drugiej strony, jeśli jesteś naprawdę sprytny – jedziesz do Niemiec. Tam cola kosztuje połowę holenderskiej ceny, a Ty tylko spalasz benzynę za €20 i wracasz zadowolony, że zaoszczędziłeś €1,37.


🎨 2. Kolory mleka ważniejsze niż Twoje życie

Przede wszystkim: zapamiętaj, że niebieskie to mleko, czerwone to karnemelk (czyli maślanka), zielone to jogurt, żółte to vla, czyli budyń w płynie. Pomyłka grozi katastrofą – wlewając karnemelk do kawy, możesz potrzebować egzorcysty dla współlokatora.


📱 3. Aplikacje, bonusy i cyfrowe zegelsy

Po pierwsze, holenderskie sklepy nie dają zniżek za ładny uśmiech. Musisz mieć aplikację, konto, kartę bonusową i zgodę na przetwarzanie danych, żeby zaoszczędzić 11 centów na siedmiu plasterkach sera. Ale hej – po roku dostaniesz naklejki na szklanki, które mają wszyscy Twoi znajomi.

Co więcej, aplikacje z czasem same zaczną przypominać Ci, że masz słabość do lodów i przecenionych orzeszków.


🍲 4. Zegels – waluta równoległa

Nie masz w domu kubka z AH? No to chyba nie istniejesz. Holendrzy budują całe zastawy stołowe z zegelsów. Można też zdobyć bilety do Eftelingu, noże, ręczniki i pluszowe warzywa, które prawdopodobnie mają wyższą wartość niż 1 euro.

Na dodatek, zbieranie zegelsów staje się z czasem rytuałem – i to niekoniecznie duchowym.


💳 5. Kasy – test twojej cierpliwości i znajomości kultury

Połóż separator. Zawsze. Inaczej ktoś za Tobą spojrzy na Ciebie, jakbyś właśnie zajumał mu rower.

Coraz więcej sklepów przechodzi na samoobsługę – czyli Ty robisz robotę za kasjerkę, a i tak płacisz tyle samo. Przypadek? Nie sądzimy.

Ponadto, jeśli nie umiesz obsłużyć skanera – nie martw się. Jest ktoś, kto pomoże. Ale zrobi to z miną, jakbyś właśnie po raz pierwszy zobaczył komkommera.


🏦 6. Jak zapłacić i nie zostać wyrzuconym

Zapomnij o karcie kredytowej. Serio. Nie działa. Czasem nie działa nawet gotówka. Upewnij się, że masz PIN-card, iDeal, Apple Pay, Google Pay albo duszę do sprzedania. Inaczej pozostaje ci tylko głodować… albo zamówić szamę przez Thuisbezorgd. Dodatkowo, niektóre sklepy mają specjalne kasy „bezgotówkowe” – z których zniknęła już nawet ostatnia moneta euro. Postęp, czy plan likwidacji gotówki? Odpowiedz sobie sam.


7. Kiedy pójść, żeby nie pocałować klamki

W miastach – luz. Do 22:00. W miasteczkach – powodzenia. A jeśli mieszkasz w tzw. Bible Belt, czyli pasie holenderskich miejscowości o głęboko protestanckim charakterze (ciągnącym się mniej więcej od Zeelandii po Overijssel) – to już w ogóle zapomnij o zakupach w niedzielę. Tam sklepowe drzwi bywają zamknięte nie tylko z powodu przepisów, ale i przekonań. W niedzielę możesz co najwyżej pomodlić się o chleb.

Avondwinkels (sklepy nie 'nocne’ – ale otwarte do bardzo późnego wieczora) zdychają, ale czasem możesz znaleźć jeden, gdzie za mleko zapłacisz jak za prosecco w Paryżu. Komfort kosztuje.


🧾 A na koniec… Dlaczego w Holandii jest tak drogo? (I kilka innych teorii spiskowych)

Bo może. Holenderskie supermarkety działają w oligopolu (czyli sytuacji, w której kilka firm dominuje na rynku i ogranicza realną konkurencję, nie 'monopol’, ale konstrukcja tak samo nieprzyjazna dla klienta), gdzie kilku dużych graczy (Albert Heijn, Jumbo, Lidl) ma niemal pełną kontrolę nad rynkiem. Konkurencja? Ograniczona. Import produktów? Drogi. Marże? Wysokie.

BIO – podatki

Co istotne, do tego dochodzą wysokie koszty pracy, opłaty środowiskowe, podatki i obowiązkowe certyfikaty na wszystko – od banana po papier toaletowy. W efekcie klient płaci więcej, ale czuje się, jakby robił coś dobrego dla planety i społeczeństwa.

Mniej biurokracji

Tymczasem niemieckie supermarkety korzystają z większego rynku, niższych kosztów operacyjnych i nieco mniej obsesyjnej biurokracji. Mogą sobie pozwolić na niższe ceny i większą różnorodność produktów – nawet jeśli nie dodają do zakupów zegelsów na noże.

Zmowa supermarketów?

W marcu 2025 roku holenderski parlament zorganizował nawet specjalne spotkanie z przedstawicielami największych sieci handlowych, domagając się wyjaśnień, dlaczego identyczne produkty w tych samych sieciach kosztują mniej za granicą. Tyle że… nikt z supermarketów się nie pojawił. Oficjalnie: „nieobecność z powodów organizacyjnych”. Nieoficjalnie: może nie mieli nic sensownego do powiedzenia? Sprawa odbiła się szerokim echem i raczej pogłębiła frustrację niż przyniosła rozwiązania. Co więcej, może zapoczątkować zmiany – choć raczej kosmetyczne niż rewolucyjne. Efekt? Holendrzy pakują bagażnik i jadą po colę do Niemiec. A potem wracają i płacą €2,99 za 6 jajek bio. Z uśmiechem.

Kradzieże sklepowe – ty za nie płacisz, chociaż niczego nie ukradłeś

Warto też wspomnieć, że zjawisko kradzieży sklepowych w Holandii – zwłaszcza w czasach samoobsługowych kas – jest coraz powszechniejsze. Choć sklepy niechętnie podają statystyki, coraz częściej mówi się o tym, że straty wynikające z „niezeskanowanych” produktów są regularnie wliczane w koszty i… przerzucane na resztę klientów. Innymi słowy, jeśli ktoś ukradł tabletki do zmywarki, to być może właśnie Ty za nie zapłaciłeś – tylko nie zauważyłeś.

Marki własne indywidualne, czy wspólne? Z tą samą salmonellą, kawałkami metalu i plastiku w tym samym czasie?

W dodatku można odnieść wrażenie, że wiele „marek własnych” dostępnych w różnych sieciach – od AH po Aldi – pochodzi z tych samych linii produkcyjnych. Przypadek? Trudno w to uwierzyć, gdy kolejna afera z serkiem pleśniowym lub sałatką ziemniaczaną dotyczy jednocześnie Lidla, Jumbo, AH i Plus. Takie ujednolicenie dostawców sprawia, że klient traci złudzenie wyboru – i płaci tylko za inne logo na opakowaniu.

Szczególnie widoczne jest to w przypadku mięsa i wędlin: te same kiełbasy, szynki czy mielone można znaleźć w niemal identycznej formie w różnych sieciach, tylko z inną naklejką. Podejrzewa się, że jeden dominujący dostawca obsługuje większość rynku, co pozwala zachować jednolity smak i… jednolicie wysoką cenę.

I kto tu kogo doi – klient krowę, czy odwrotnie?

(holandia.online/wnl/MediaNL/foto(s):AI/archiwum)

Wiatraczek
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.