7 pytań do… Jaapa Vreekena – kapitana żeglugi śródlądowej w Holandii

Pisząc artykuł o żegludze śródlądowej Holandii, pomyśleliśmy sobie że dobrze by było porozmawiać na ten temat z szyprem prawdziwej wielkiej barki, jednak… żadna z nich nie mogła się dla nas zatrzymać. Więc na suchym lądzie, w Alphen aan den Rijn w Holandii Południowej znaleźliśmy kapitana Jaapa Vreekena, który zaprosił nas do własnego domu by odpowiedzieć na 7 krótkich pytań…

W Holandii istnieje całe mnóstwo zawodów które można wykonywać, dlaczego zdecydowałeś się akurat na bycie szyprem, zamiast na przykład kierowcą ciężarówki?

Jeśli pytasz dlaczego zostałem szyprem, muszę powiedzieć że tę pracę wykonywał mój ojciec, a wcześniej dziadek. Dlatego czas dorastania spędzony na pokładzie barki, będącej też moim miejscem zamieszkania, nieskończone ilości załadowań i rozładunków, dziesiątki zwiedzonych portów, piękne widoki… to wszystko automatycznie spowodowało że chciałem podążać tym samym śladem. Więc w wieku 15 lat poprosiłem brata który też był szyprem, o przyjęcie w skład załogi. Takie jest moje wyjaśnienie dlaczego wybrałem to zajęcie…

Podobno transport rzeczny to rodzinny interes? Kto stanowił załogę Twojej barki i jak wyglądał podział obowiązków?

Firma rodzinna… często tak jest gdy ojciec chcąc wyżywić wszystkich musi iść na całość. Wtedy z konieczności członkami załogi stają się syn, żona, pozostałe dzieci. Zadania mają bardzo różne, od utrzymania czystości na statku, aż po drobne naprawy i prace konserwacyjne podczas gdy szyper, głowa rodziny i szef firmy steruje barką.

Dzieci muszą się uczyć. Czy to możliwe gdy mieszkają na statku zawijającym co dzień do innego portu?

W czasach naszej młodości dzieci nie były jeszcze objęte obowiązkiem szkolnym, ale już wtedy w każdym miejscu postoju naszej barki szedłem do pobliskiej szkoły po zadania domowe dla nich. Oddawaliśmy je nauczycielom w drodze powrotnej, i tak w kółko. Szkół w portach nie było – co później stało się wymogiem, więc mieliśmy tylko te wioski…

Lata temu na rufie Twojej barki znajdowały się rowery, a dzisiaj ich miejsce zajęły samochody załogi. Co jeszcze się zmieniło?

Modernizacja naszej floty szybko postępuje już od lat 50-tych. I nie chodzi tutaj tylko o mocniejsze silniki. Pojawiły się nowoczesne kompasy, radary, kamery. Dzisiejsze barki mogą pływać z „zasłoniętymi oknami” polegając tylko na kamerach, nawet trudno mi to sobie wyobrazić…

Dzięki nowoczesnej technice dziś żegluje się łatwo i bezpiecznie. A jak to wyglądało dawniej? Bywało groźnie?

Oczywiście istniał ustalony standard bezpieczeństwa, ale na przykład nie było możliwości komunikacyjnych by dowiedzieć się że nadchodzi sztorm czy burza. W bardzo trudnych warunkach można więc było polegać tylko na własnym doświadczeniu i często słabo widocznych światłach latarni, albo po prostu przeczekać nawałnicę…

Jednak po burzy zawsze wychodzi słońce… Jakie jest Twoje najpiękniejsze wspomnienie z pracy na pokładzie?

Mam za sobą wiele ekscytujących, słonecznych rejsów. Ale patrząc wstecz, najczęściej wspominam wydarzenie kiedy jedna z naszych córek – mająca wtedy 3 latka – znalazła się w wodzie i została prawdziwym cudem uratowana przez wspaniałego człowieka. Dzisiaj ma już dziewięcioro własnych dzieci, ale wtedy wszyscy cieszyli się na dziesiątki sposobów że – jak to się dawniej mawiało – „człowiek i mysz” (’man en muis’ – czyli 'wszystko’ – przyp.red.) przetrwali, więc jest dokładnie tak jak ma być. To jest moje najważniejsze wspomnienie…

Nasze siódme pytanie zawsze dotyczy Polaków w Holandii. Powiedz co o nich sądzisz, a może chcesz im coś przekazać?

(Z powodu dużych emocji jakie udzieliły się kapitanowi, odpowiedzi udzieli jego żona, Riet Vreeken w 7:35 minucie filmiku – przyp.red.)