Produkty te same, ceny inne. Dlaczego Holandia zawsze wychodzi najdrożej?
Aktualności | 20-11-2025 | 13:30 | 3 minuty czytania
Dlaczego zakupy w Niemczech są wyraźnie tańsze niż w Holandii, mimo że obie gospodarki działają w tej samej Unii Europejskiej? Odpowiedź nie leży ani w magii, ani w promocjach, tylko w różnicach systemowych, praktykach producentów i specyfice obu rynków. W tym artykule wyjaśniamy, kto podnosi ceny, kto na tym zarabia i dlaczego to właśnie konsumenci płacą najwyższą cenę.

Każdy, kto choć raz przekroczył granicę i zaparkował pod niemieckim supermarketem, zna to uczucie: wózek jedzie jak szalony, ręce same sięgają po kolejne produkty, a przy kasie przychodzi największy szok. „CO?! Tylko tyle?!” Tak, to normalne. I nie, to nie magia. To system. Holender płaci za ser, colę i proszek do prania jak za weekend w parku rozrywki, a Niemiec odjeżdża spod sklepu z pełnym bagażnikiem i jeszcze zostaje mu na tankowanie do pełna. Jak to możliwe, skoro obaj żyją w tej samej Unii Europejskiej?

Niemcy – kraj, który ma tanie zakupy we krwi
Niemcy są genetycznie zaprogramowani na niskie ceny. Tanie markety to nie „oszczędna alternatywa” – to element narodowej kultury. Wszystko tam działa na jednym paliwie: ogromny wolumen sprzedaży, ekstremalna efektywność i wojna cenowa bez litości. W Niemczech wolą sprzedać tysiąc sztuk z minimalną marżą, niż sto z wysoką. Efekt? Kraj, gdzie ceny są nudno niskie.

A Holandia?
Holandia od lat zamienia się w wyspę drożyzny:
– mniejsze sklepy,
– droższa logistyka,
– wyższe koszty pracy,
– obsesja na punkcie luksusowych półek i gotowych dań.
To wszystko jest miłe… ale rachunek płaci klient.

Wielcy producenci: niewidzialna ręka, która winduje ceny
Tu dochodzimy do sedna: w teorii holenderskie supermarkety mogą kupować produkty taniej w Niemczech, jeśli tam są tańsze. W praktyce — życzę powodzenia.
Jak producenci blokują dostęp do tańszych zakupów?
✔ umowy zakazujące kupowania za granicą
✔ opakowania „tylko na Holandię”, często różniące się tylko dodatkową naklejką
✔ ekstra dopłaty za „lokalną wersję” produktu
✔ groźby ograniczenia dostaw, jeśli sklep kupi coś poza oficjalnym kanałem
Na papierze takie praktyki są zakazane. W rzeczywistości — nagminne. Dzięki temu niemieckie sklepy kupują taniej, a holenderskie przepłacają. A kto płaci najwięcej? Oczywiście: zwykły klient.

Instytucje nadzorcze? Za słabe na taką skalę
Kontrola teoretycznie istnieje. Urzędy badają rynek, wydają komunikaty, czasem wszczynają śledztwo. Ale w starciu z globalnymi koncernami, pełnymi prawników i skomplikowanych kontraktów, to trochę jak puszczanie harcerza do walki z czołgiem. Dopóki producenci trzymają rynek za gardło, dopóty ceny w Holandii będą „trochę wyższe niż wszędzie indziej”.

Holenderskie realia, które podbijają ceny jeszcze bardziej
Do tego dochodzą typowe dla Holandii czynniki:
– wyższy podatek VAT,
– dodatkowe opłaty i regulacje,
– kosztowna ziemia,
– wysokie pensje,
– gęsta sieć małych sklepów,
– mania „ulepszania” wszystkiego, co da się włożyć do koszyka.
Efekt? Rachunek rośnie szybciej niż ciasto drożdżowe w piekarniku.

Czy w Holandii może być kiedyś tak tanio jak w Niemczech?
Może – ale dopiero wtedy, gdy:
– producenci zostaną zmuszeni do uczciwych praktyk,
– sklepy dostaną pełne prawo do kupowania tam, gdzie jest taniej,
– politycy przestaną udawać, że rynek „sam się ureguluje”.
Obecnie rynek naprawia się sam – tylko że niestety zawsze na korzyść tych największych.

Podsumowanie? Proszę bardzo.
W Niemczech: pełny wózek za pół ceny. W Holandii: pół wózka za pełną cenę. Nie dlatego, że tak musi być. Tylko dlatego, że tak wygodnie jest największym graczom. I dopóki ktoś im tego nie popsuje, Niemiec będzie kupował tanio, a Holender będzie patrzył na rachunek i pytał: „czy to naprawdę musi tyle kosztować…?”

(wnl)