Świat jest mały, czyli w Holandii spotkania po latach…

Przebywając na emigracji (choć nie tylko), jednym częściej, innym rzadziej (ale jednak chyba wszystkim nam), w efekcie zderzenia z ponurą rzeczywistością uruchamiają się wspomnienia, które jak już zdążyłem zauważyć mają bardzo zróżnicowany charakter, uzależniony od rodzaju osobowości każdego z nas…

Wracając do wspomnień, jak w kalejdoskopie przesuwają się obrazy przemiłych i sympatycznych spotkań rodzinnych (przecież nie przypominamy sobie tych złych), lat dzieciństwa, dochodząc nieuchronnie do czasów w których uczęszczaliśmy do klas szkoły podstawowej.

I wtedy też (przynajmniej w moim przypadku) pojawia się problem, gdyż nie jestem w stanie przypomnieć sobie wszystkich twarzy z tego wspaniałego okresu mojego życia, a zachowane cudem zdjęcia uświadamiają mi jak bardzo mało wiedziałem o klasowych kolegach (choćby nazwiska…) Podobnie jest z nieco bliższymi wspomnieniami z lat szkoły średniej, wyższej, wojska, itd.

Wszystkie te obrazy zawsze powodowały u mnie chęć spotkania się choć z jedną z przypomnianych sobie osób. Stan ten powodował też, że bardzo realistycznie wyobrażałem sobie przebieg takich spotkań – naprawdę byłem na nich obecny! Jednocześnie docierał do mej świadomosci fakt, że takie spotkanie jest zwyczajnie nierealne… przecież minęło tyle lat… przecież jestem tak daleko od domu…

Od radości…

A tu masz… kilka lat temu wchodząc do hotelowej kantyny widzę znajomego, jednak nie mogę sobie go jakoś ulokować w mojej chronologii zdarzeń… szybka wymiana zdań powoduje że składamy do 'kupy’ obrazy i fakty, ustalając że znamy się z… technikum. Tak dawno i tak daleko, jednak los pozwolił że pracujemy teraz w tej samej firmie. Niedługo później, zaabsorbowany zbieraniem towaru zostaję zaczepiony przez (tak mi się wydawało w pierwszej chwili) nieznanego faceta, który spytał czy go nie poznaję… Kolejny szok! Okazało się, że jest to mój znajomy ze szkoły średniej, który w trzeciej klasie zrezygnował z mojego profilu… wspomnień nie ma końca…

… do traumy…

No i ostatnia historia, która przypomniała mi traumatyczne chwile sprzed kilkunastu lat… Kilka dni temu, wychodząc na przerwę do zakładowej palarni zobaczyłem w niej kobietę, na której widok odebrało mi mowę. Przecież to… E M I L K A, wstrętne babsko które chciało wrobić mnie przed wielu laty w (urojoną) ciążę, aby wyłudzić pieniądze na skrobankę…

Uwierzcie mi, że ja jej nigdy (nawet w rękę) nie pocałowałem! Niestety ona też mnie zauważyła siedzącego z papierosem… początkowo nie poznając, ale na koniec krótkiej rozmowy rzucając: „no tak… ale żeśmy kiedyś grandzili” No ręce mi opadły, zero jakiejkolwiek skruchy, a z mojej strony zero wspomnień…

… a mój zakład pracy wielki…

No cóż, w tak krótkim czasie spotkałem trzy osoby z mojego polskiego otoczenia sprzed wielu lat. I nie stało się to w Polsce, a Holandii, w jednym z tysięcy tutejszych zakładów pracy. Co dziwne, nigdy nie przydarzyło mi się to w kraju – a przecież to właśnie tam szansa na takie spotkanie powinna być największa! Ale widocznie świat jest bardzo mały, a mój zakład pracy wielki… Czekam teraz na kumpli z podstawówki, być może spotkam któregoś z nich podczas zakupów w jednym z holenderskich marketów. Wtedy już się niczemu nie zdziwię…

Tomek Piechocki

Piechocki

(24 maja 2016, Boskoop, Holandia)