Z pamiętnika emigranta (3): miłość też nie znosi trudnych wyborów…

Powrót do Polski wiąże się z totalnym szokiem. Widzę teraz doskonale, jak wielka przepaść gospodarcza dzieli „wschód” i „zachód”, a żartobliwy dotąd slogan „100 lat za murzynami„, nagle zaczyna nabierać sensu.

W wyznaczonym terminie stawiam się na WKU (Wojskowa Komenda Uzupełnień ), gdzie oficer oglądający moje świadectwo maturalne stwierdza: „jak marynarz, to do marynarki„. Serce zabiło mi mocniej: marzenia powróciły! Ale… na bilecie napisali JW nr 1065, szkółka MPS w Puławach – żadnego związku z pływaniem. „Tam nauczysz się wszystkiego o paliwach i będziesz tankował inne statki na morzu” – słyszę. Radość moja była ogromna, jeszcze nie wszystko stracone. Przysięga, nauka, egzaminy, i w końcu przydział bojowy: LOTNISKO… 

Pogodzony z losem żołnierza WP, rozpoczynam służbę na tym nieszczęsnym lotnisku jako kierowca cysterny, choć mam tylko prawo jazdy kat.”B”, a w ciężarówce nigdy nie siedziałem (nawet jako pasażer). Kilkanaście miesięcy spędzonych za kółkiem mojej „blondyny” owocuje jednak nowym pomysłem na życie. Ponieważ na koniec służby armia wbijała w prawko kategorię „C” i „E”, a mój przyszły teść jeździł w cywilu na TIR-ach, dobrą robotę miałem więc już prawie w kieszeni! Prawie… Myśl o zostaniu zawodowym kierowcą zrujnowały zmieniające się akurat przepisy. Z wojska wyszedłem tak, jak wszedłem – z tym samym „amatorskim” prawem jazdy. Na wyższą kategorię, trzeba już było zdawać cywilne egzaminy za fortunę której nie posiadałem. Wyjątkowo złośliwa ironia losu… .

Bez zawodu w rękach wracam do cywila i… do tego samego Urzędu Pracy, gdzie w formularzu wpisuję tym razem: „jakakolwiek praca”. Ale niestety kryzys trwa w najlepsze, więc i pracy nie ma żadnej. A życie od zasiłku do zasiłku robi się coraz trudniejsze. Bo przecież jak długo można egzystować na garnuszku rodziców i ciągle pożyczać pieniądze? Jednak znów pojawia się światełko w tunelu. Przypadkiem spotykam kolegę marynarza, który proponuje mi załatwienie wielomiesięcznego rejsu tankowcem. Cieszę się jak dziecko – może jednak szczęście nie odwróciło się całkiem ode mnie? Ale radość trwa krótko. Od mojej młodej żony słyszę, że jak popłynę to nie wrócę, a nawet jeśli wrócę to… ech… babskie gadanie i płacz. Wygrała miłość: rezygnuję z danej mi szansy… .

Więc dalej klepiemy polską biedę, zasilając rzeszę bezrobotnych, pomału wkręcając się w spiralę pożyczek i kredytów. Równia pochyła bezlitośnie spycha w dół, w ciemną otchłań beznadziei. Po omacku szukam wyjścia. Coraz częściej myślę o ponownym wyjeździe z Polski, ale brak znajomości języka i zwykły strach przed nieznanym sprawiają, że nie mam odwagi podjąć męskiej decyzji. Jednak tak dalej żyć nie można. Cokolwiek się wydarzy – postanowione! Zaczynam szukać pracy za granicą…

Ciąg Dalszy Nastąpi

Tomek Piechocki

Piechocki

(Holandia, Hazerswoude-Rijndijk, 24 maja 2015)