„Polski hotel” za MILION €uro spłacany przez… mieszkańców

W ostatnich dniach rozmawiałem z kilkoma osobami, które w emigracyjnym systemie mają różny status społeczny, a nasze rozmowy toczyły się głównie wokół niewielkich zarobków uzyskiwanych za wykonywanie niesamowicie ciężkiej pracy oferowanej przez biura pośrednictwa pracy, oraz niezrozumiałej niechęci holenderskich właścicieli do polepszenia warunków pracy i podwyższenia zarobków (co spowodowałoby zadowolenie pracowników, a więc zapewne też wzrost wydajności i jakości)… Rozmowy te (plus kilka innych nieopatrznie wypowiedzianych zdań) spowodowały, że zacząłem chyba rozumieć sens tego bezsensu. Ale zacznijmy od początku…

„Tani” pokój w cenie apartamentu

Przyjeżdżając do Holandii za pośrednictwem większych i mniejszych biur pośrednictwa pracy, lokowani jesteśmy zazwyczaj w ogromnych hotelach lub ośrodkach „wypoczynkowych” o różnym standardzie, zastanawiając się ile nasze biura zarabiają eurasków utrzymując takie molochy, transport do nich, itp. Otwieramy oczy szerzej, gdy dostajemy pierwszy salaris z potrąceniami za mieszkanie w wysokości około 350-380 euro (w tym jakieś „kary” za uszkodzone wyposażenie, konieczność odnowienia pomieszczeń, itp, itd)…

Nie wszyscy mogą (i chcą) „iść na swoje”

Wtedy też dociera do nas, że za te kwoty kilka osób jest w stanie wynająć duży DOM i godnie sobie żyć w warunkach niezwiązanych w żaden sposób z życiem w komunie. Wielu z nas wyciąga właśnie takie jedynie słuszne wnioski i opuszcza zdegenerowane hotele, gdzie grupy ludzkie starają się godnie żyć w towarzystwie patologicznego elementu, notorycznych wizyt Policji lub innych niezapowiedzianych kontroli. Rotacja masy ludzkiej jest przerażająca, ale wszyscy jak jeden płacą te horrendalne kwoty i starają się zwyczajnie o nich nie myśleć wtłoczeni w wir hotelowego „życia”.

Hotel za milion euro

Stosunkowo niedawno w miejscowości BOSKOOP, teren byłej zajezdni autobusowej został zaadaptowany przez ogólnie wszystkim znane biura jak OTTOPOSFOREIGNFLEXOTTO OUTSOURCING, i inne. W krótkim czasie biurowiec zajezdni stał się hotelowym „wypasem” gromadzącym dziesiątki styranych pracowników sezonowych, a obok niego poskładano kontenerowe pudełeczka w hotelowy budynek na kolejne 200 sztuk mięsa armatniego próbujący stworzyć „warunki domowe”. Za ten absolutnie bezgwiazkowy pseudo-hotel zapłacono w efekcie końcowym 1.000.000 (słownie jedenmilion) euro…

Nie chcę szczegółowo opisywać co dzieje się w takim wielkim skupisku Polaków, Czechów, Słowaków (a czasem i Litwinów, Węgrów, Bułgarów), ale uwierzcie mi, że Politie jest tutaj bardzo często z różnych przyczyn. To uciążliwe i kosztowne dla gminy, ale jednak opłaca się utrzymywanie tego molocha. I to jeszcze jak! Bardzo łatwo to policzyć:

Bezgwiazdkowy hotel kontenerowy o wartości inwestycyjnej 1.000.000 euro zamieszkuje około 200 osób płacących haracz za pobyt w wysokości – przyjmijmy – 350 euro, co daje nam 200 x 350 =70.000 euro, co przemnożone przez dwanaście miesięcy roku (12 x 70.000) urasta do niebagatelnej kwoty 840.000 euro. Czy czasem nie jesteście w szoku? Bo ja i moi rozmówcy tak! Pseudoinwestycja zwraca się praktycznie w ledwie ponad rok czasu! Tymczasem każda normalna hotelowa inwestycja potrzebuje od kilku do kilkunastu lat by zwróciły się koszty.

Liczy się tylko jedno…

Wnioski wyciągnięte z tych moich prostych matematycznych obliczeń są oczywiste i jednoznaczne: nasi pracodawcy podpisują umowy z holenderskimi potentatami na krwiopijczych warunkach, powodujących że wykonując niewolniczą pracę otrzymujemy minimalne wynagrodzenie, które z całą pewnością musi pokryć koszty naszego zamieszkania. Reszta się nie liczy, a z całą pewnością nie ja, Ty, my… nikt… Oni tylko liczą setki tysięcy euro zarobków…. A może Wy dojdziecie do innych, bardziej pozytywnych wniosków?

Tomek Piechocki

Piechocki

20 września 2016, Boskoop, Holandia

P.s.: Boże, wiem że każdy niesie swój krzyż, ale Ty to widzisz…