Holandia znalazła sposób na raka. Koncerny znalazły sposób, by to ukryć
Aktualności | 17-09-2025 | 11:30 | Czas czytania: 4 minuty
Holenderscy onkolodzy opracowali przełomową metodę leczenia raka, polegającą w skrócie na podawaniu immunoterapii przed operacją, a nie po niej. Badania wykazały, że taki sposób pozwala wyeliminować nowotwór u większości pacjentów z zaawansowanym rakiem jelita grubego i znacząco poprawia wyniki także w leczeniu czerniaka skóry. Zamiast roku terapii wystarcza cztery tygodnie, co oznacza mniej skutków ubocznych i niższe koszty. Problem w tym, że nowa metoda – choć skuteczna – nie jest powszechnie dostępna.
Decyzja o jej wdrożeniu zależy od firmy farmaceutycznej Bristol Myers Squibb, która jak dotąd nie spieszy się ze złożeniem wniosku do Europejskiej Agencji Leków. Lekarze otwarcie przyznają, że to przykład sytuacji, w której interesy pacjentów przegrywają z interesami finansowymi.

Tanie i szybkie leczenie? Panie, to się nie opłaca!
W Amsterdamie lekarze ze szpitala Antoni van Leeuwenhoek odkryli, że wystarczy podać immunoterapię przed operacją, a nie po. Efekt? Guzy znikają, pacjenci zdrowieją, a życie wraca do normy. Onkolog Myriam Chalabi tłumaczy prosto i bez owijania w bawełnę:
„Good results are welcome, but the best thing you can achieve is to change standard care and help as many people as possible.”
Czyli: im szybciej, krócej i taniej – tym lepiej. Brzmi jak bajka dla pacjentów. Ale dla koncernów? Horror klasy B.

Pacjent wyleczony, akcjonariusz w żałobie
Badania pokazały, że wystarczy cztery tygodnie immunoterapii zamiast roku. Mniej skutków ubocznych, mniejsze rachunki – wszystko pięknie. Problem w tym, że taka matematyka nie działa w korporacyjnych tabelkach. Onkolog Gabe Sonke wprost mówi, gdzie leży problem:
„We have treatments that are better and also cheaper, yet we cannot get them to our patients if the industry does not cooperate.”
Czyli: zdrowie pacjenta? Super. Ale zysk? Halo, czy ktoś pomyślał o (biednych) akcjonariuszach (bogatych) koncernów?!

Procedury, procedury, procedury…
Europejska Agencja Leków (EMA) chętnie by zatwierdziła nową metodę. Ale jest haczyk – wniosek może złożyć tylko właściciel licencji. A tutaj właścicielem jest amerykański gigant Bristol Myers Squibb. Oficjalnie BMS zapewnia, że:
just „preparing” an application for authorisation.
Nieoficjalnie oznacza to: „Excel się nie spina, proszę wrócić później”.

Badania? Tak. Zyski? Oj, jednak nie…
Podobny problem miał onkolog Christian Blank przy badaniach nad czerniakiem. Jego wyniki opublikowano w New England Journal of Medicine, przedstawiono nawet na kongresie w Chicago. Efekt?
połowa pacjentów mogłaby po operacji całkiem zrezygnować z dalszego leczenia.
Na początku BMS się cieszył, a potem nagle… przestał. Bo przecież jeśli pacjent nie potrzebuje dalszej terapii, to jak sprzedawać mu kolejne dawki?

Kiedy rynek nie działa, lekarze robią swoje
Po latach przepychanek BMS w końcu przyznał, że coś tam „przygotowuje”. Ale terminu nie podał – i zapewne nie spieszy mu się. Dlatego Holendrzy wzięli sprawy w swoje ręce: ich krajowy instytut zdrowia dał zielone światło, a szpital AvL rozważa nawet produkcję własnych leków po wygaśnięciu patentów.

Lek na raka czy lek na chciwość?
Paradoks XXI wieku: mamy leczenie, które działa szybciej i taniej, ale blokuje je ekonomia. Bo pacjent zdrowy to pacjent… nieopłacalny. Może więc zamiast walczyć z rakiem, naukowcy powinni wynaleźć terapię na chciwość? Tylko że tu pojawia się kolejny problem – koncerny z pewnością sprzedawałyby ją w wersji „Premium Plus”, najlepiej na dożywotnim abonamencie…

(holandia.online/wnl/MediaNL/foto(s):AI)