Święta pachną cynamonem i pomarańczami. Statystyki – krwią i logistyką
Aktualności | 18-12-2025 | 13:00 | Tekst przeczytasz w 2 minuty
Holandia to niewielki kraj, który od lat znajduje się w europejskiej czołówce przemysłowej produkcji żywności. W świątecznych rozmowach rzadko jednak pojawia się pytanie, ile zwierząt ginie rocznie, by utrzymać ten system w ruchu. A liczby – szczególnie gdy doliczyć ryby – są trudne do przełknięcia.
Mały kraj, wielka taśma ubojowa
Holandia ma 17 milionów mieszkańców i powierzchnię mniejszą niż jedno większe polskie województwo. A mimo to co roku zabija się tu około 600–620 milionów zwierząt lądowych.
To oznacza:
- ponad 1,7 miliona zabitych dziennie,
- około 35 zwierząt rocznie na jednego mieszkańca – licząc wszystkich, od noworodków po emerytów.

Większość tej liczby to drób – setki milionów kurczaków. Do tego:
- kilkanaście milionów świń,
- setki tysięcy krów,
- owce, kozy, cielęta – w mniejszych, ale nadal przemysłowych ilościach.

To nie są „gospodarstwa rodzinne”. To ciągły proces technologiczny, zaplanowany na wydajność, nie na sentyment.
Holandia nie je tyle mięsa. Ona je zabija dla innych
To kluczowy moment, który często umyka w dyskusji. Holandia nie konsumuje tych ilości mięsa. Ona je produkuje na eksport.
- Dla reszty Europy.
- Dla sieci handlowych.
- Dla tanich promocji i „świątecznych zestawów”.
W praktyce oznacza to jedno: Holandia stała się wyspecjalizowanym zapleczem rzeźniczym kontynentu. Z doskonałą logistyką, portami, chłodniami i transportem, który nie pyta o etykę – tylko o termin dostawy.

Święta niczego tu nie zmieniają
Często słyszy się, że „przed świętami zabija się więcej”. W Holandii to nie do końca prawda. Ubój trwa przez cały rok na pełnych obrotach. System jest tak wysycony, że grudzień czy Wielkanoc niewiele zmieniają. Zmienia się tylko jedno: nasza percepcja.
- Więcej mięsa w sklepach.
- Więcej tradycji na talerzach.
- Mniej myślenia o tym, co działa w tle.

Ryby – czyli moment, w którym liczby przestają być „ludzkie”
Jeśli ktoś myśli, że temat dotyczy głównie krów, świń i kurczaków, to właśnie tu robi się naprawdę niewygodnie. Bo ryby nie są liczone w sztukach. Są liczone w tonach. Globalnie mówimy o miliardach, a realnie bilionach zabitych ryb rocznie. W statystykach nie ma imion, nie ma „na mieszkańca”, nie ma empatii. Jest połów, przetwórstwo, eksport. Ryby nie krzyczą. Nie patrzą w kamerę. Nie mają kampanii społecznych. Dlatego tak łatwo o nich zapomnieć – a to właśnie one stanowią największą liczbę zabijanych zwierząt na świecie.

🐄 Czy przeciętny Holender o tym wie?
Raczej nie. W debacie publicznej najczęściej mówi się o:
- emisjach CO₂,
- azocie,
- problemach rolników,
- dobrostanie zwierząt,
- cenach żywności.
Ale rzadko zestawia się to z jednym podstawowym faktem: Holandia zabija rocznie więcej zwierząt, niż dużo większe kraje, i robi to systematycznie, codziennie, minuta po minucie.

Wielkanoc, Boże Narodzenie i święto niewidzialnej pracy
Święta kojarzą się z zapachem cynamonu, pomarańczy, choinki. Z rodziną, tradycją i spokojem. Statystyki pachną inaczej: krwią, chłodnią i logistyką. I nie chodzi o to, by kogokolwiek moralizować. Chodzi o to, by przestać udawać, że to wszystko dzieje się „gdzieś indziej”.

Wniosek, którego nikt nie polubi
To nie jest tekst o diecie. To nie jest wezwanie do rewolucji. To tylko pytanie, którego unikamy: czy naprawdę potrzebujemy aż takiej skali zabijania – czy po prostu przywykliśmy, że ktoś robi to za nas, daleko od oczu i sumienia?

(wnl)