🎥 Zarabiasz na dziecku w sieci? To teraz masz problem…
Aktualności | 23-05-2025 | 14:00 | Czas czytania: 3 miuty
Holandia zaostrza przepisy dotyczące vlogów z udziałem dzieci. Rodzice będą musieli uzyskać specjalne pozwolenie, a naruszenia mogą skończyć się surową karą. Sprawdź, co się zmienia i dlaczego rząd uznał vlogowanie dzieci za nową formę pracy.
Kevin, wyłącz kamerę – masz tylko 9 lat

Vlogi rodzinne, gdzie kilkulatek relacjonuje, co dziś zjadł na śniadanie (a potem pokazuje 12 produktów sponsorowanych), to nie żart – to pełnoetatowa praca bez umowy. Sekretarz stanu ds. pracy, Jurgen Nobel, postanowił coś z tym zrobić: będzie obowiązkowe pozwolenie (ontheffing) dla każdego rodzica, który zarabia na dziecięcych występach w sieci.

Rodzic staje się oficjalnie pracodawcą, a dziecko – pełnoprawnym współpracownikiem firmy „VlogLife Inc.”. Kto by pomyślał, że domowe przedszkole trzeba będzie teraz zamienić na pełnoprawną firmę z pełną odpowiedzialnością?
Kiedy zabawa zmienia się w etat

Dotąd granica między hobby a pracą była rozmyta – no bo przecież „on sam chciał nagrać 40 filmików z Lego, bo to jego pasja!”. Jasne. A potem dochodzimy do sytuacji, gdzie mały influencer ma większy kalendarz niż minister zdrowia i zasuwa od rana do wieczora, żeby utrzymać zasięgi.

Dzięki nowym przepisom będzie wiadomo, kto za co odpowiada. Bo skoro są przelewy, muszą być i regulacje. I może wreszcie dzieci odzyskają coś, co jeszcze niedawno nazywało się dzieciństwem.
Kary będą bolały. Tak samo jak komentarze pod filmikami

Nowe prawo przewiduje nie tylko obowiązek uzyskania pozwolenia, ale także wyższe kary za jego brak. Rząd nie chce już oglądać kolejnych przypadków, gdzie vlogujące rodziny budują willę za YouTube’owe dolary, a dziecko – jakby przypadkiem – ciągle występuje w reklamie napoju energetycznego dla przedszkolaków.

Czas zakończyć ten cyrk – zwłaszcza że nikt nie śmieje się już z klauna, kiedy ten ma 7 lat i objawy wypalenia zawodowego.
Edukacja dla influencerów domowej roboty

Rodzice, którzy chcą dobrze, ale kończą jako menadżerowie swoich pociech, też zostaną objęci kampanią edukacyjną. Celem jest uświadomienie im, że ciągłe nagrywanie dziecka w każdej sytuacji (łącznie z siedzeniem na nocniku) może mieć skutki nie tylko psychiczne, ale i prawne.

Bo content to jedno. A prywatność dziecka – to drugie. Nawet jeśli mały Max sam powiedział „niech to leci na Insta!”.
Słodkie dziecięce ciałka i miliony wyświetleń. Przypadek?
Tu kończy się śmiech, a zaczyna ciemna strona dziecięcego Internetu. Coraz więcej kanałów publikuje treści, które technicznie są „niewinne”, ale w rzeczywistości przypominają coś znacznie bardziej niepokojącego. Dzieci w obcisłych legginsach, bez koszulek, w trakcie „tańca” czy „ćwiczeń”, które – zupełnie przypadkiem – gromadzą miliony wyświetleń od dorosłych facetów.

Platformy jak YouTube czy TikTok niby monitorują treści, ale w praktyce to algorytmy napędzają ten obrót. Bo lajki to waluta, a dzieci – towarem. Wszystko zgodne z regulaminem. A że niepokojąco przypomina to katalog marzeń pedofila? Trudno. Byle nie było nagości.

Może czas, by ktoś spojrzał nie tylko na vlogujących rodziców, ale też na strukturę „zasięgów” i demografię widzów. Bo dziecięca niewinność nie powinna być monetą w tej chorej grze.

Podsumowując…
Holenderski rząd zrobił ważny krok – i oby nie ostatni. Kidfluencerzy to nie zabawne memy, ale realne dzieci, które często nie wiedzą, że już teraz są marką, produktem i narzędziem zarobku. Oby nowe prawo naprawdę coś zmieniło – zanim kolejne pokolenie wychowa się przed ring lightem, w cieniu klików.
Bonus: wystarczy 10 minut na YouTube Shorts

Jeśli myślisz, że przesadzamy – zrób test. Odpal YouTube, wejdź w zakładkę Shorts, poscrolluj parę minut. Bardzo możliwe, że trafisz na filmik typu: dziecko w krótkich spodenkach, zero treści, zero kontekstu, ładne ujęcie – i dziesiątki tysięcy (albo miliony) wyświetleń.
Technicznie? Legalne.
Moralnie? Wątpliwe.
Statystycznie? Większość widzów to dorośli.
To właśnie jest ta druga warstwa Internetu, której nie da się przykryć ładnym regulaminem. Możemy udawać, że „nic się nie dzieje”, ale prawda jest taka: dzieci są nieświadomie wystawiane na widok publiczny w sposób, który zbyt często staje się towarem dla niepożądanych odbiorców.
Czas skończyć z „niewinną” eksploatacją. Bo nawet jeśli filmik nie łamie prawa – to coś tu i tak bardzo śmierdzi.
(holandia.online/wnl/Rijksoverheid/MediaNL/foto(s):AI)